Kolejny wpis i znowu to samo. Ile razy można pisać o pierwszych razach – dokładnie tyle ile ich się przydarzy, a zdarzają się bardzo często. Obecnie niemal każde wydarzenie jest dla mnie nowe. Pierwszy raz wybrałam się poza Europę, pierwszy raz jestem w Centralnej Azji / Kazachstanie
/ Ałmacie, pierwszy raz biorę udział w zorganizowanym wolontariacie, pierwszy raz mam uczyć ludzi (dłużej niż kilka godzin podczas GIS Day’a:), pierwszy raz byłam na lotnisku, pierwszy raz leciałam samolotem rejsowym, pierwszy raz jechałam lexusem, pierwszy raz woził mnie prywatny kierowca, pierwszy raz brałam udział w konferencji AIESEC’u. Mogłabym dalej wymieniać bo w ostatnich 10 dniach doświadczyłam bardzo wielu wydarzeń, które wcześniej mi się nie zdarzyły. Niektóre były małe i zdarzyły się bo działałam odpowiednio by się stały, inne należały do kategorii związanych tzw. fartem (czyli byciem w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie) lub z posiadania właściwych „znajmości”.
Gdy dotarłam do Ałmaty było około 5 rano czasu lokalnego i północy według zakodowanego we mnie czasu polskiego. Mimo cholernie wczesnej pory na lotnisku przywitał mnie tłum młodych ludzi (że też im się chciało…), ja się spodziewałam maksymalnie 2 osób – Tomiris, z którą wcześniej pisałam i dodatkowo kogoś z rodziny, u której miałam zamieszkać. W przybliżeniu było około 15 ludzi czekających by krzyknąć powitanie i przedstawić się. Oczywiście z tego powitania nie zapamiętałam nikogo tylko, jak zwykle, musiałam i dalej muszę wyłapywać używane imiona, stopniowo ucząc się wszystkich osób.
Podczas przywitania poznałam mojego 1-dniowego gospodarza, który miał możliwość „przechowania” mnie tego dnia, ale mimo chęci nie miał warunków, żeby dłużej kogoś gościć. W dodatku musiałam poczekać do 8.00 zanim mogłam skorzystać z proponowanego prysznica i łóżka. Z tego powodu zostałam zabrana na śniadanie przez część „komitetu powitalnego” podczas gdy reszta pożegnała się i wróciła do domów. Taksówka, która podwiozła nas pod bar całodobowy miała kierownicę z prawej strony, co mocno mnie zaskoczyło bo ruch mają prawostronny, tak samo jak u nas. Dopytując się o ten ewenement usłyszałam, że jeśli samochód jest importowany to zostają w nim fabryczne ustawienia, np. angielska kierownica.
Podczas śniadania został mi zaproponowany udział w narodowej konferencji AIESEC’u w Kazachstanie, która miała zacząć się następnego dnia na górskich (południowych) przedmieściach Ałmaty i potrwać do soboty. Ponieważ mój projekt miał się rozpocząć dopiero w kolejnym tygodniu, nie namyślając się długo zgodziłam się. Chociaż nie żałuję swojej decyzji nie jestem pewna czy wiedząc w co się pakuję wybrałabym tak samo.
Po śniadaniu i krótkim spacerze po centrum zostałam z dwiema osobami, Altynbek jest „organizatorem” mojego projektu, a Bota miała chęć nam potowarzyszyć i była twarda do końca bo przy temperaturze około -10º zamarzała z piękną fryzurą a bez czapki (a mi się udało nie odmienić imion:)). Razem podjechaliśmy taksówką z powrotem w okolice lotniska gdzie miał nas spotkać Vadim, mój 1-dniowy host.
W trakcie przejażdżki kolejną nieoznakowaną taksówką zaczęłam się zastanawiać czy to taksówkarz czy przypadkowy kierowca jadący w odpowiednią stronę podwozi nas za opłatą. Na próby zatrzymania taksówki reaguję co trzeci lub czwarty samochód, w środku zazwyczaj jest tylko kierowca, ale zdarzają się również pasażerowie. Potencjalny klient podchodzi i przez okno lub drzwi podaję nazwę docelowego osiedla/dzielnicy/ulicy i kierowca decyduje czy zabrać tego pasażera czy poszukać kogoś jadącego w innym kierunku. Widziałam kilka razy oklejone taksówki, ale w stosunku do ilości chętnych kierowców by kogoś podwieźć są niemal niewidoczni.
Do turlaliśmy się na wyznaczone miejsce spotkania z Vadimem i dalej razem poszliśmy w kierunku jego domu. (I znowu) pierwszy raz miałam okazję przejść się osiedlową uliczką w Ałmacie. Widok był całkiem odmienny od polskich osiedli domków, wąska uliczka z dwóch stron ogrodzona wysokimi murami lub płotami z blachy falistej. I sposób rozpoznawania domów według koloru parkanu (komentarz Vadima: „Mój dom to ten z niebieskim płotem”). Samych domów nie było widać, każdy budynek był całkowicie odcięty od ulicy. To była dość biedna okolica, ale później przekonałam się, że takie „zamknięte” ulice są w Almacie wszędzie takie same (czasami tylko więcej wystaje ponad murami).
U Vadima mogłam spędzić kilka godzin, wiedziałam, że o 18 jest spotkanie/przyjęcie powitalne gdzieś w centrum, więc miałam kilka godzin na odpoczynek. Zauważyłam też, że przy każdej okazji ludzie starają się mnie dokarmić, czy ja wyglądam na zabiedzoną? Muszę za każdym razem wyraźnie oznajmiać, że skończyłam już jeść / że nie jestem głodna / że zwyczajnie czegoś nie chcę. Nie jest to proste, często orientuję się z opóźnieniem, że ktoś już mi nakłada górę jedzenia na talerz i oczekuje, że po zjedzeniu wezmę jeszcze dokładkę. Niedoczekanie.
Na wieczorne spotkanie dotarliśmy z Vadimem zdecydowanie za wcześnie, Altynbek pojawił się mniej więcej o czasie pół godziny po nas, a kolejne osoby docierały przez kolejne dwie godziny. W Kazachstanie normą jest spóźnianie się na spotkania (pół godziny to jeszcze nie jest spóźnienie:). Miałam okazję poznać Eduardo, który jest praktykantem z Meksyku i od dwóch lat co parę miesięcy zmienia miejsce pobytu wraz ze zmianą pracy/stażu. Jest w Ałmacie od października i zostanie tu jeszcze do połowy lutego.
Rozmowa była dość płynna, gdy miejscowi przerzucali się na rosyjski lub co gorsze kazachski, my z Eduardo rozmawialiśmy sami lub angażując pojedyncze osoby. (Tu może zacząć się niedowierzanie co do prawdziwości mojej relacji, możecie traktować to jako moją fantazję) Dowiedziałam się, że będę mieszkać w domu jednego z szefów Astana Motors, która była pierwszą firmą motoryzacyjną w Kazachstanie i zajmuje się sprzedażą takich marek jak Toyota, Subaru, Lexus i BMW. W Kazachstanie najbardziej popularnym samochodem jest Toyota Camry, najlepiej z jak największym silnikiem. Było odrobinę niedowierzania z mojej strony oraz żarty o prywatnym kierowcy, który mnie będzie woził.
Po spotkaniu i oczekiwaniu na Tomiris, która miała nas zawieźć do moich gospodarzy miałam okazję (znowu to samo) pierwszy raz jechać się Lexusem. Mam nadzieję, ze następnym razem będę mogła poprowadzić, ale szanse są marne. Po drodze się zgubiliśmy, Adlet nie sprawdził się w roli nawigatora. Konieczne było sięgnięcie po telefon i wołanie o pomoc do mojego gospodarza, który podjechał do nas, żeby poprowadzić nas na miejsce. Wschodnie przedmieścia Ałmaty, Besarasz, okolica znacznie bogatsza niż osiedla przy lotnisku, ale ulice są tak samo ogrodzone.
Poznałam Armana, jego żonę Aigul, z którą od razu złapałam dobry kontakt oraz dwie córeczki, Dalila była bardziej śmiała chociaż ma 5 lat, natomiast starsza, 7-latka, której imienia muszę się jeszcze nauczyć, na widok gości uciekła ze skrzypcami pod stół. Jest jeszcze 3-miesięczny chłopczyk, który mi nie ufa, ciągle jestem obcą osobą. Dom jest jeszcze w trakcie wykończenia, wszystkie potrzebne pokoje są urządzone, ale druga łazienka jest jeszcze wyposażana. Nie jest to zaskakujące, jeszcze dwa lata wcześniej cała rodzina mieszkała w Aktobe, około 2 000 km na północny-zachód od Ałmaty (chyba, że coś pomyliłam przy tłumaczeniu:). W domu przebywa zazwyczaj matka Armana oraz Askar – jeden z jego braci.
Charakterystykę rodziny i tego jak wszystko funkcjonuję zostawię na inny post gdy będę mogła opisać z większą dokładnością kto i czemu zajmuje konkretną pozycję w familii, i co dokładnie się z tym wiąże.
O tym jak się jeździ w Kazachstanie również napiszę oddzielny post jak uda mi się nagrać reprezentatywny filmik „z trasy”.:D
Jeden komentarz Dodaj własny